Chopin był duszą towarzystwa, lwem salonowym. Potrafił ożywić każde spotkanie. Siadał do fortepianu i improwizował, snując niezwykłe melodie, które często stawały się zaczynem późniejszych kompozycji.
Popisywał się swoimi zdolnościami aktorskimi, bawiąc towarzystwo. Jednak wyjście na dużą scenę kosztowało go dużo stresu i zdrowia. – Nie jestem odpowiednią osobą do grania koncertów – mówił
Był geniuszem, wielkim muzycznym talentem. Brylował w salonach, budząc powszechny zachwyt. Życie towarzyskie zajmowało mu całe wieczory i przeciągało się do późnych godzin nocnych, a rano zaczynał zajęcia z uczniami. Taki tryb życia, szczególnie przy jego słabym zdrowiu, był wyniszczający, na co wielokrotnie zwracał uwagę ojciec Fryderyka. Ale Chopin to lubił. Czuł się w kameralnym gronie jak ryba w wodzie.
Potrafił godzinami improwizować, wprawiając otoczenie w wyśmienity nastrój. Uratował niejedno nieudane spotkanie. „W kilka dni potem u Straszewicza był drugi taki wieczór – ale jak zwykle z długich przygotowań nic się nie klei, tak i na tym wieczorze nudziliśmy się śmiertelnie od dziesiątej do drugiej w nocy – pod koniec jednak Szopen upił się i prześliczne rzeczy improwizował na fortepiano” – pisał do swojej matki Juliusz Słowacki.
Zupełnie inne było jednak podejście Chopina do występów na dużych salach koncertowych. Bardzo się nimi stresował, już kilka dni wcześniej odczuwał niepokój. „(…) nie jestem odpowiednią osobą do grania koncertów. Publika mnie onieśmiela. Duszno mi przez tych wszystkich ludzi oddychających na widowni, paraliżują mnie ich ciekawskie spojrzenia, czuję się oniemiały na widok tego morza obcych twarzy”.
Ale nie tylko uwarunkowania psychiczne były przyczyną dyskomfortu Fryderyka. Występy w dużych salach gromadziły liczne audytorium. Trzeba pamiętać, że ówczesne instrumenty nie miały takiej siły dźwięku jak dzisiejsze fortepiany. Tymczasem Chopin był schorowanym człowiekiem, mierzył 170 cm wzrostu i ważył zaledwie 45 kg! Trudno mu było wypełnić salę dźwiękiem czy przebić się przez orkiestrę. Franciszek Liszt pisał: „Taki poetycki temperament, jaki ma Chopin, nigdy dotąd nie istniał, albo przynajmniej ja nie słyszałem takiej delikatności i finezji gry. Dźwięk, choć niewielki, był poza wszelką krytyką, i choć gra Chopina nie była zbyt głośna i nie pasowała do sali koncertowej, to jednak była doskonała”. Uwagi, że gra za cicho, bardzo drażniły pianistę.
W efekcie przez całe swoje 39-letnie życie Chopin zagrał na publicznym koncercie zaledwie 30 razy. Popisowe występy dla tłumów, które były codziennością dla innych artystów, jego wpędzały w posępny nastrój. Mimo niechęci do tego typu aktywności był uznany i powszechnie wielbiony, urzekał słuchaczy. Pianista Charles Hallé pisał o jego wykonaniach: „Mogę z całą pewnością stwierdzić, że nikt nigdy nie był w stanie zagrać [dzieł Chopina] tak, jak brzmiały pod jego magicznymi palcami. Słuchając go, traci się wszelką zdolność analizy”.