Ostatnie tygodnie nie należały wyłącznie do zwycięzców.
Serca publiczności skradli także ci, którzy nie otrzymali głównych nagród. Ogromną rzeszę fanów wśród publiczności zyskała m.in. dwójka 17-letnich pianistów, Jewa Gieworgian oraz Hao Rao. Wiele osób nie mogło pogodzić się z odejściem z konkursu takich osobowości jak m.in. Piotr Alexewicz czy Rosjanin Nikołaj Chozjainow.
Gieworgian – poza swoją dziewczęcą urodą i długim blond warkoczem – oczarowała publiczność doskonałym warsztatem i wrażliwością. Pianistka studiuje w Moskwie, ma za sobą mnóstwo doświadczeń konkursowych. Zdobyła ponad 40 nagród w konkursach międzynarodowych. Występowała już w prestiżowych salach rosyjskich, europejskich i amerykańskich.
Podczas konkursu chopinowskiego zachwycali się nią melomani, także światowej sławy pianiści jak Piotr Anderszewski i Lidia Grychtołówna – laureatka VII miejsca na konkursie chopinowskim z 1955 r. Jewa oczarowała krytyków i dziennikarzy muzycznych, w tym Adama Rozlacha z Polskiego Radia i Jacka Marczyńskiego. Wielu widziało ją na podium. Pianistka przeszła do finału, ale nie została nagrodzona.
Pojawiały się opinie, że grała momentami zbyt ekspresyjnie, że brakowało jej subtelności i delikatności. W tym samym jednak momencie inni melomani utrzymywali, że była liryczna i niezwykle wrażliwa. Nie znalazł się jednak nikt, kto zaprzeczyłby jej talentowi. Występowała już po konkursie wraz z innymi laureatami na koncertach w Polsce i budziła powszechny aplauz, otrzymując owacje na stojąco. Zyskała grono wiernych słuchaczy i zrobiło się o niej naprawdę głośno.
Mnóstwo pozytywnych komentarzy wyzwolił także Hao Rao z Chin. Podkreślał w wywiadach, że czuje w większym stopniu ekscytację niż stres. Ujął melomanów swoją emocjonalnością i szczerością połączonymi z sentymentalnym podejściem do muzyki. Gdy przygotowywał się do konkursu, słuchał polskiego folkloru i oglądał pokazy polskich tańców ludowych. To miało mu pomóc w zrozumieniu utworów Chopina, tak bardzo nasyconych ludowością. Słuchał też innych wykonań chopinowskiego repertuaru. Przyznał, że najbardziej ujmujący byli dla niego polscy wykonawcy: Rubinstein i Zimerman.
Dotkliwy był brak w finale 21-letniego Polaka, Piotra Alexewicza, zwycięzcy Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego. Podkreślano jego niezwykły talent i dojrzałość. Ujął między innymi niezwykłym wykonaniem preludiów. Gra pianisty jest liryczna, niezwykle szlachetna i kulturalna. Alexewicz przyznawał, że występ w konkursie wiązał się z tak ogromnymi emocjami, że tuż po zejściu ze sceny nie pamiętał, co się wydarzyło chwilę wcześniej. Zatapiał się w muzyce bezgranicznie, wciągając w swój świat z wielką mocą także słuchaczy.
Wiele osób stawiało na Nikołaj Chozjainowa, który od początku zbierał świetne recenzje. Nie dość, że zachwycał jako pianista, to jeszcze pokazywał się jako intelektualista – krytycy podkreślali, jak rozmyślnie i celująco konstruował swój program, Rosjanin uwiódł też słuchaczy swoim podejściem do Chopina, którego niezwykle ceni. Na tyle, że nauczył się polskiego, by czytać listy Chopina w oryginale. Analizował jego rękopisy, zwiedzał miejsca związane z Chopinem. Była to część jego przygotowań do konkursu. Bywał w Polsce już wcześniej i z całą pewnością zawita tu jeszcze nieraz, bo ma do kogo wracać.
Warto tu też wspomnieć wyjątkową osobowość, Japończyka Sogho Sawadę, który odpadł w drugim etapie konkursu. Sawada pobiera prywatne lekcje fortepianu, uzupełniając tę edukację na kursach mistrzowskich, studiuje natomiast nauki medyczne na uniwersytecie w Nagoyi. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób doszedł tak daleko, stając w szranki z pianistami, którzy całkowicie oddali się muzyce. Spotkało go też w Warszawie bardzo miłe zdarzenie. Pewnego dnia podczas konkursu rozmawiał w filharmonii z lekarzem pracującym w jednym z warszawskich szpitali, który zaprosił go na trwającą pół dnia wizytę na oddziale pediatrii. Udało się zdobyć potrzebne dokumenty i zaświadczenia oraz wprowadzić wyjątkowego studenta na teren szpitala. Sawada nie krył wzruszenia i ogromnej radości.
Było również wiele innych osób, które nie dotarły do finału, a które skradły serca słuchaczy. To nie dziwi, biorąc pod uwagę astronomicznie wysoki poziom tej edycji konkursu. Na poszczególnych etapach odpadali świetni pianiści, którzy nie mogli pokazać się w kolejnych odsłonach zmagań. Jurorzy podkreślali, że z bólem serca odrzucali zdolnych, wrażliwych młodych ludzi.
Sztuka nie znosi porównań. To nie matematyka, gdzie wynik jest prawidłowy bądź nie. Oczywiście są kwestie bezsprzecznie ważne, jak zachowanie oryginalnego tekstu czy zamysłu kompozytora, odwoływanie się do konkretnej stylistyki. Ale przecież to muzyka, która daje szerokie pole do popisu w interpretacji. Zależnie od wrażliwości, inteligencji, świadomości, pianiści prezentują te same dzieła w odmienny sposób. Jak trudno to ocenić, wskazują choćby dyskusje w gronie jurorów, którzy nie zawsze zgadzają się między sobą. Wystarczy wspomnieć choćby opuszczenie grona jurorów przez Marthę Argerich po tym, jak Ivo Pogorelić nie został dopuszczony do finału konkursu w 1980 r.
Historia pokazuje, jak dużą karierę robią „wielcy przegrani”. Dlatego wszyscy obserwatorzy muzycznego życia są spokojni o przyszłość Gieworgian, Rao czy Alexewicza. Podobnie jak o losy Szymona Nehringa, który nie przeszedł do finału, a także wielu innych pianistów mających już rzesze wielbicieli.